Psychoterapia DDA – Dorosłe Dzieci Alkoholików

Dorosłe Dzieci Alkoholików DDA – osobiście nie lubię tej etykiety, o czym kilka słów dalej, ale jako, że funkcjonuje ona w przestrzeni społecznej, pozwolę sobie jej użyć na określenie osób, których wspólnym doświadczeniem było dorastanie w rodzinie, w której jedno, a może i dwoje rodziców nadużywali alkoholu bądź innych substancji zmieniających świadomość.

Prawda jest taka, że każde DDA jest w gruncie rzeczy inne i szczerze mówiąc nie trzeba dorastać w rodzinie nasiąkniętej alkoholem, by mieć jakieś trudności w życiu, stąd moja niechęć do etykietowania. Przyjmowanie etykiety, jakiegoś rodzaju tożsamości, często sprawia, że zamykamy się na inne światy i tkwimy np. w kręgu osób pielęgnujących dajmy na to urazy, cierpiętnictwo (nie mylić z cierpieniem), odcinamy się od rzeczywistości. Dla mnie osoba, w której rodzinie pochodzenia nadużywano alkoholu niczym nie różni się od pozostałych pacjentów odwiedzających mój gabinet.

To, co dla mnie jest ważne gdy pracuję z DDA, to koncentracja na mocnych stronach tych osób, bo prawda jest taka, że przetrwanie w szczególnie trudnych warunkach wymagało nie lada umiejętności i siły. I te dwa ostatnie czynniki DDA bez wątpienia ma, kłopot czasem w tym, że dawne mechanizmy adaptacyjne, w dorosłej rzeczywistości bardziej przeszkadzają niż pomagają. To trochę tak, że wojna się skończyła, a my nawykowo siedzimy w bunkrze, albo chodzimy w hełmie. I jedno i drugie jest umiarkowanie wygodne i raczej ogranicza, niż pomaga. Choć swoją drogą umiejętność odnajdywania się w warunkach bojowych jest przydatna, nieprawdaż?

Czemu ma służyć psychoterapia DDA? Ano odnajdywaniu się w tym, co jest, ma pomagać w tym, aby w życiu było mniej paraliżującego lęku, złości, frustracji i poczucia winy, a więcej samostanowienia, dobrych więzi, zdolności do bycia w związku, zdolności do efektywnej pracy, a i refleksji nad tym, co w życiu naprawdę ważne, istotne. Każdy z nas ma jakąś swoją drogę, miejsca, które na nas czekają. Rodzice dali nam coś niezwykle cennego, bywa, że trudno nam to coś przyjąć. Tym czymś jest życie. Kiedy potrafisz je przyjąć, przestajesz się dąsać, złościć na los, na to, że kiedyś było, jak było, przestajesz drapać rany i złorzeczyć rodzicom i światu, pojawia się miejsce na coś nowego, na subtelny spokój, może uśmiech, pojawiają się siły do życia, których już nie tracisz na rozliczenia i grzebanie się w przeszłości.

Naturalnie jest to pewna droga, dla niektórych być może dosyć długa, choć zdarza się, że terapia może być zaskakująco krótka. Jeśli masz w sobie ciekawość, chęć odkrywania siebie, masz dosyć depresji, lęku, przygnębienia – zapraszam do wspólnej podróży.